czwartek, 29 października 2009

Subway she is a porno and the pavements they are a mess







Rolka testowa z Canoneta. Jak to rolka testowa, służy głównie nie do stworzenia opus magnum, ale do przetestowania nowego aparatu, z którego to testu jestem zadowolony - sprzęt przede wszystkim poprawnie naświetla, co nie było pewne z powodu zastosowania do światłomierza baterii 1,5 volt zamiast 1,3, którą wycofano z rynku jakiś czas temu.

Zdjęcia nie są, poza konwersją do czerni i bieli, edytowane. Po pierwsze dlatego, że to rolka testowa, po drugie - to byłaby obraza dla świetnego szkła Canona.

niedziela, 11 października 2009

Wokół rekonstrukcji

Jakieś dziesięć lat temu w Polsce zaczęły się pojawiać pierwsze grupy rekonstrukcji historycznych, głównie zajmujących się II wojną światową. Wreszcie pojawiła się okazja bardziej namacalnego doświadczenia tego, o czym do tej pory czytało się w książkach, widziało na ekranie telewizora albo grało na komputerze. To jest dobre.

W ślad za tymi pasjonatami podążyli ludzie z aparatami fotograficznymi. Czołgi, kurz, dym, huki strzałów, krzyki, krew (nawet sztuczna), komendy - czego chcieć więcej by zwolnić spust migawki? To też jest dobre.

Teraz zaczynają się jednak komplikacje. Każda fotografia z rekonstrukcji drugowojennej, jaką widziałem do tej pory, miała koniecznie udawać autentyczną fotografię z tego okresu. Ich autorzy konwertowali swoje cyfrowe pliki do czerni i bieli lub nawet sepii, dodawali ziarno, tworzyli prześwietlenia lub niedoświetlenia. To już nie jest dobre.

Czy ktoś może mi powiedzieć - pytam się serio, to nie żaden środek stylistyczny - po co? Czy oni naprawdę sądzą, że kogoś nabiorą? I w ogóle po cóż kogokolwiek nabierać?

Już myślałem, że nie zobaczę dobrej fotografii z rekonstrukcji dopóki... Cóż, dopóki sam takiej nie zrobię, jeśli mam być szczery. ;) Na szczęście z tego obowiązku zwolnił mnie Bolek Rosiński. W jego artykule zamieszczonym w najnowszym numerze magazynu PokochajFotografie.pl zobaczyłem po raz pierwszy w życiu fotografie z rekonstrukcji historycznych utrzymane na wysokim poziomie, a pod towarzyszącym im tekstem mogę się podpisać wszystkimi kończynami:

Zdjęcia wykonywane przez lata najróżniejszymi aparatami cyfrowymi nie wytrzymywały jednak w żaden sposób konkurencji z prawdziwymi aparatami z epoki. Choćby nie wiem jak dobrze odtworzono scenę czy sylwetkę, zdjęcia wyglądały inaczej, czy nawet mniej atrakcyjnie niż te prawdziwe. Na nic zdawały się mozolne wielokrotne próby edycji zdjęć w programach graficznych. Potrzebowałem wielu miesięcy, żeby zrozumieć, że plastyki obrazu oferowanego przez aparat analogowy z początku XX wieku żaden współczesny aparat nie jest po prostu w stanie oddać.

Pan Rosiński zdecydował się więc użyć aparatów z epoki: dwóch z 1936 roku - Rolleicord Model I-K3 i Contax II, oraz powojennych, radzieckich klonów tego drugiego, Kievów. Korzysta też z czarno-białych negatywów Ilford Pan 400 i Rollei Retro 100. Oto efekt.

fot. Bolek Rosiński

Świetne fotografie, niekiedy niepokojąco realistyczne, niekiedy tak malownicze, że na usta ciśnie się zdanie "dyskretny urok wojny".

Ktoś mógłby zaprotestować: to przecież także swego rodzaju próba nabrania odbiorcy, bardziej wyrafinowana niż babranie się w fotoszopie, ale jednak. Nieprawda. Pan Rosiński przeniósł fotografię rekonstrukcyjną na zupełnie nowy poziom. To nie są puste obrazki z manewrów, które mają zadziałać na widza tylko tym, co przedstawiają. Te fotografie są o wiele bardziej świadome, autor przywiązuje wielką wagę do kadrowania i wyczucia odpowiedniego momentu. To już nie dokumentacja rekonstrukcji, ale rekonstrukcja fotografii reporterskiej z okresu II wojny sama w sobie.

Autor omawianych fotografii posiada także bloga poświęconego głównie dawnej Łodzi: www.fotobolas.blox.pl

piątek, 9 października 2009

1,4 miliona za piksele

Na pewno słyszeliście o niedawnej, kontrowersyjnej decyzji Komitetu Noblowskiego. Niektórych ona zdziwiła, innych oburzyła, kolejnych rozśmieszyła.

Zapytuję: jakie są zasługi laureatów Nagrody Nobla z dziedziny fizyki Willarda S. Boyle'a i George'a E. Smitha? (Bo tę decyzję miałem na myśli, a o jakiej myśleliście?)

Oficjalna strona Nagrody pozornie tylko wyjaśnia:"for the invention of an imaging semiconductor circuit – the CCD sensor". Nie pytajcie mnie co to znaczy po polsku. Zresztą, polskie tłumaczenie i tak by nic tu nie pomogło. W skrócie chodzi o to, że panowie są ojcami fotografii cyfrowej.

Z całym szacunkiem dla pracy tych naukowców, ale doprawdy - czy ten wynalazek jest na tyle przełomowy by wyróżnić go bądź co bądź najbardziej prestiżowym wyróżnieniem ludzkości?

To pytanie to tylko odskocznia do kolejnego, poważniejszego: co zawdzięczamy fotografii cyfrowej? Na pewno nie skok jakościowy: dopiero obecnie, po trzydziestu latach z okładem od wynalezienia wspomnianego sensora CCD, matryce aparatów cyfrowych zaczynają prześcigać kliszę. Nie widzę też wartego uwagi wpływu na społeczeństwo: owszem, więcej osób ma aparaty i robi więcej zdjęć, ale to oznacza jedynie zalew tandety i bylejakości, a następców "analogowych" mistrzów, jak zmarłego przedwczoraj Irvinga Penna, jakoś nie widzę, podobnie jak cyfrowych ikon fotograficznych na miarę, dajmy na to, "Afgańskiej dziewczyny". Cyfra niesie ze sobą oczywiście pewne udogodnienia, jak większa ilość zdjęć do wykonania na karcie pamięci niż kliszy, ale kwestią dyskusyjną jest czy to korzystne na dłuższą metę... No i czy możliwość zobaczenia (tudzież skasowania) zdjęcia w sekundę po jego wykonaniu to coś przełomowego?

A może po prostu nie ma się co przejmować decyzjami grupy Skandynawów, którzy rozważali przyznanie Pokojowej Nagrody Józefowi Stalinowi (i to dwukrotnie), ekologiczny bełkot Ala Gore'a uznali za ważniejszy od dokonać Ireny Sendlerowej, a matematyka to dla nich mniej istotna dziedzina nauki?

P.S. Wracając do kontrowersyjnych decyzji komisji noblowskich, tym razem na poważnie, znalazłem połączenie pomiędzy obiema nominacjami: oficjalny portret Baracka Obamy jest pierwszym w historii Białego Domu wykonanym aparatem cyfrowym (Canon EOS 5d Mark II, jeśli kogoś to interesuje). Najpiękniejszy pozostanie jednak olejny portret Johna F. Kennedy'ego autorstwa Aarona Shiklera, dowód na to, że fotografia nie zawsze zastąpi malarstwo. Rozumiecie aluzję?

sobota, 3 października 2009

Kiedyś to nawet nostalgia była lepsza

Wiem, zaniedbałem bloga. Pal sześć bloga, zaniedbałem coś, co chciałbym nazywać moją najważniejszą pasją. Wolę myśleć, że to niemoc twórcza, niż nieudolność w zorganizowaniu sesji czy pleneru.

fot. Marta

Wygląda na to, że przez najbliższych kilka miesięcy moją modelką będzie Łódź. Zwłaszcza, że wkrótce bardzo się zmieni. Niełatwa to modelka, kapryśna, o specyficznej urodzie. Ale ktoś musi ją sfotografować taką, jaka jest.

Podobno kobiety kupują sobie torebki na poprawę humoru. Ja myślę o aparacie dalmierzowym.